Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie Godson i Gowin są reżyserami gry w Platformie

Piotr Brzózka
Dr Rafał Chwedoruk, politolog.
Dr Rafał Chwedoruk, politolog. EAST NEWS/KRZYSZTOF JASTRZĘBSKI
John Godson stał się obiektem przetargów i do jakiegoś stopnia jest przypadkową ofiarą konfliktu, ofiarą sytuacji, w której spór zaszedł tak daleko, że wymknął się spod kontroli i Donald Tusk chwilowo utracił kontrolę nad partią. To, co teraz obserwujemy, to próby pokazania, że Tusk kontroluje partię i klub parlamentarny. Co do roli Godsona: to jest poseł, który może sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć trochę więcej. Sam fakt jego wyboru przełamuje pewne tabu i paradoksalnie czyni Platformę nieco mniej konserwatywną niż jest naprawdę. Niemniej jednak ani on, ani Gowin nie są reżyserami spektaklu, który teraz oglądamy. Z dr. Rafałem Chwedorukiem, politologiem, rozmawia Piotr Brzózka.

John Godson znów grozi, że odejdzie z PO. A Jarosław Gowin mówi, że sobie nie wyobraża siebie na liście PO, jeśli miałoby na niej zabraknąć Godsona. To znaczy, że czarnoskóry poseł z Łodzi stał się kluczem do jedności najsilniejszej partii w Polsce?

Obserwujemy pewien spektakl, w którym krzyżują się różne spory. Tyle że problemy natury ideowej nie są głównymi problemami Platformy. Tak naprawdę osią sporu w PO jest kwestia przywództwa Donalda Tuska i próby marginalizowania przez niego Grzegorza Schetyny. Natomiast środowiska konserwatystów znalazły się po prostu na linii strzału. Nieprzypadkowo zresztą mówię o nich w liczbie mnogiej, bo są w PO konserwatyści, którzy są bliżej Tuska, są też bliżsi Schetynie i tacy, którym jest daleko do obu panów - tak jest z Gowinem i Godsonem. I za całym szacunkiem dla posła z Łodzi - jego przyszłe losy będą raczej związane z rozstrzygnięciem kolejnego etapu walki o przywództwo w Platformie.

To znaczy, że Godson nie jest istotnym politykiem, a raczej pionkiem w poważniejszej grze?

Nie chciałbym mówić, że jest pionkiem, w końcu to poseł. Ale na pewno John Godson stał się obiektem przetargów i do jakiegoś stopnia jest przypadkową ofiarą konfliktu, ofiarą sytuacji, w której spór zaszedł tak daleko, że wymknął się spod kontroli i Donald Tusk chwilowo utracił kontrolę nad partią. To, co teraz obserwujemy, to próby pokazania, że Tusk kontroluje partię i klub parlamentarny. Co do roli Godsona: to jest poseł, który może sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć trochę więcej. Sam fakt jego wyboru przełamuje pewne tabu i paradoksalnie czyni Platformę nieco mniej konserwatywną niż jest naprawdę. Niemniej jednak ani on, ani Gowin nie są reżyserami spektaklu, który teraz oglądamy. A obaj, z różnych powodów, mogą stracić na tym, co się dzieje.

To komu powinien kibicować Godson, żeby mu się dobrze na łonie PO wiodło?

Myślę, że dla jego przyszłości nie jest istotne, czy wygra Tusk, czy jego oponenci. Każdy lider będzie dążył do równowagi, do utrzymania centrowego statusu tej partii. Natomiast biorąc pod uwagę względy natury ideowej, a nie tylko chęć przetrwania, to pewnie mimo wszystko Godson powinien życzyć sukcesu Tuskowi. Bo porażka premiera mogłaby oznaczać wcześniej czy później jakąś próbę zbliżenia do Ruchu Palikota. A dopiero wtedy konserwatyzm kulturowy Godsona byłby wystawiony na bardzo ciężką próbę.

Liczył Pan, ile razy Godson sam z siebie deklarował, że odejdzie z Platformy? I patrząc na łódzkie podwórko, można domniemywać, że na nikim nie zrobił wrażenia. Poseł Biernat, też konserwatysta, mówi: niech idzie, z Bogiem.

To też dowód na to, że nie istnieje coś takiego jak frakcja konserwatystów w Platformie, co najwyżej zbiór indywidualności o konserwatywnych poglądach. A Godson wybił się w tym kręgu na jednego z najbardziej znanych. Przyznam, że jeśli Godson miałby się bać o swoją przyszłość, to takie lokalne rozgrywki są dla jego mandatu dużo groźniejsze niż front walki Tuska ze Schetyną z majaczącym w tle Gowinem.

W Łodzi ewidentnie go nie chcą.

Ale proszę zwrócić uwagę, że to jest niechęć kompletnie oderwana od zróżnicowania ideowego.To specyfika naszej ordynacji wyborczej. Chociaż jest proporcjonalna, to jednak głosujemy na konkretne nazwiska na listach. A to oznacza permanentną walkę o miejsca na listach wyborczych. I tu pewnie Godson powinien dla siebie upatrywać większego niebezpieczeństwa niż grożeniu palcem przez premiera.

Gdyby jednak jakimś cudem Gowin, Godson i inni posłowie odeszli z PO, gdzie znajdą miejsce? W PiS? Założą własną partię?

Założenie nowej partii, która miałaby być zarazem bardzo liberalna gospodarczo i bardzo konserwatywna, byłoby powieleniem błędów postsolidarnościowych elit, które po roku 1989, kierując się własnymi fascynacjami ideologicznymi, próbowały tworzyć partię na wzór brytyjskich torysów. Problem polega na tym, że w kraju o takiej historii jak Polska, katolickim, ale zarazem biednym, bardzo trudno jest taką partię zbudować. Nie ma takich wyborców. Osoby konserwatywne ideowo zazwyczaj są wrażliwe społecznie. Dlatego nie wierzę w samodzielną partię Gowina. Pozostają dwie możliwości. Po pierwsze, frakcja dołącza do PiS, co nie opłaca się ani PiS, ani Gowinowi, a doświadczenie pozostawania po dwóch stronach barykady, byłoby zbyt poważne. Dlatego - co już słychać w różnych spekulacjach - ludzie Gowina prędzej dołączyliby do PSL. To byłby paradoks historii, bo Gowin zawsze podkreślał swój antykomunizm, jest też politykiem prorynkowym, a ludowcy zaciekle krytykowali wolny rynek po 1989 roku. Nie jest to nierealny scenariusz, ale bardzo prawdopodobny też nie. Zresztą, to niewiele by zmieniło, nie sądzę, by z tego powodu PSL urósł do rozmiaru partii kilkunastoprocentowej, a Platforma spadła do 20 proc.
Rozm. Piot Brzózka

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki