Wojna na Ukrainie. Ukraińcy jadą walczyć za swój kraj
Wojna na Ukrainie wybuchła w czwartek, 24 lutego, nad ranem. Dla wszystkich jest to szok, szczególnie dla obywateli Ukrainy, którzy przebywają w Polsce. Wielu Ukraińców postanowiło wrócić do kraju i bronić swojej ojczyzny. Wielu z nich pracuje w gospodarstwa rolnych.
- Jadę umrzeć za Ojczyznę. Nie mam innego wyjścia. To mój obowiązek. W Polsce mieszkam od 15 lat. Tu mam żonę i syna, ale to Ukraina jest moją ojczyzną. Tam mam siostrę, braci i mamę. Nie zostawię ich samych – mówi Andriej, pracownik jednego z gospodarstw w powiecie skierniewickim.
Wyjeżdżają już dzisiaj
Nie jedzie sam. Od kilku lat ma swój samochód i właśnie nim zabiera jeszcze czterech kolegów, którzy tak samo jak on chcą bronić swojego kraju.
- Wiem, że nie wszyscy tak zrobią. Niektórzy zostaną i będą patrzeć z bezpiecznej odległości. Ale możesz mi wierzyć, każdy z nas cierpi. My nie urodziliśmy się w Polsce. Tam mamy rodziny, przyjaciół, swoje miejsca. Tam jest nasza historia – mówi Dmytro, nie kryje wzruszenia i strachu. - Ja tam jadę umrzeć za swój kraj. Tak mi każe serce.
Mężczyźni planują przekroczyć granicę Polsko-Ukraińską jeszcze dzisiaj. Nie mają planu na obronę kraju. Informacje o sytuacji na miejscu uzyskują od rodziny i przyjaciół.
O dramacie na Ukrainie wiedzą od najbliższych
- To co widać w telewizji to tylko wycinek. Tam strzelają nawet do matek z dziećmi. Nie ma prądu. Od wczoraj nie możemy się skontaktować z naszym przyjacielem. Nie wiemy czy żyje. Nie mają prądu, ogrzewania. Ludzie tam są odcięci od podstawowych rzeczy. Strach jest wyjść na ulicę – mówi Wład.
On też jedzie walczyć.
- Nie możemy ich zatrzymać. To również dla nas trudny moment, bo od lat są z nami, mieszkają u nas i z niektórymi po prostu jesteśmy przyjaciółmi. Całym sercem jestem z chłopakami. Mam nadzieję, że wrócą z tej wojny cali i zdrowi, a ja będę mógł ich uściskać – mówi Adam Nowicki, właściciel gospodarstwa w powiecie skierniewickim, w którym pracują Andriej, Dmytro i Wład.
Po swoich najbliższych pojechał Sasza
Ze Skierniewic wyjechał Sasza. Tu ma rodzinę, dzieci, pracę. W Skierniewicach mieszka od 20 lat. On pojechał tylko po swoją rodzinę. Czeka na nich przy granicy. Z Ukrainy uciekają kobiety z dziećmi. Nawet kilkanaście kilometrów pokonują pieszo z dziećmi na rękach. Do granicy nie można dojechać samochodem.
- Sasza mówi o dramacie ludzkim. Kobiety chcą zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom, niektóre są brudne, okopcone, w podartych ubraniach, bez sił. Dobijają się do samochodu Saszy i proszą, żeby je stamtąd zabrał – mówi Marek Duda, pracodawca i przyjaciel Saszy.
Sasza czeka, by przewieźć swoją rodzinę do Polski, żeby byli już bezpieczni. Jednak kontakt z nimi jest utrudniony. Wie, że zostało im do pokonania jeszcze około 4 kilometrów.
Są też mężczyźni, którzy postanowili zostać w Polsce, przynajmniej teraz.
- Obserwuję sytuację. Jestem w kontakcie z rodziną na Ukrainie. Nie wiem co mam robić. Z jednej strony zwyczajnie się boję śmierci, z drugiej wiem, że mogą zginąć moi bracia. To jest straszne. W tej chwili robię wszystko, żeby ściągnąć tutaj siostrę i jej dzieci – mówi Artem. - Może być i tak, że za kilka dni spakuję się i pojadę. Strach to podłe uczucie.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?