Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie wizyty w Łodzi Karola Wojtyły. Najbardziej pamiętamy tę z 1987 roku

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Minęła 15. rocznica śmierci Jana Pawła II, dziś świętego Kościoła katolickiego. Przypominamy, chwile gdy Ojciec Święty odwiedził Łódź. Karol Wojtyła bywał w naszym mieście zanim został wybrany papieżem.

Łódzcy jezuici do dziś opowiadają z dumą, że młody biskup krakowski, Karol Wojtyła przyjechał do nich w Wielki Tydzień 1960 roku. Głosił wtedy rekolekcje dla inteligencji. W ich archiwach zachowało się zdjęcie, na którym biskup Wojtyła stoi na ambonie w jezuickim kościele przy ul. Sienkiewicza i głosi Słowo Boże.

Kardynał Karol Wojtyła przyjechał do Łodzi także zimą 1967 roku na pogrzeb bp. Michała Klepacza, ordynariusza łódzkiego. Wygłosił homilię na mszy św. pogrzebowej. Natomiast 10 i 11 czerwca w Tumie pod Łęczycą odbywały się ogólnopolskie uroczystości kończące kościelne obchody Milenium Polski. Brał w nich udział także Wojtyła. Dwa lata później w maju 1969 roku przyjechał na zorganizowany przez salezjanów w kościele św. Teresy festiwal pieśni katolickiej „Sacrosong”. Pomysłodawcą imprezy był pracujący wtedy w Łodzi salezjanin ks. Jan Palusiński. Pochodził z Krakowa. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk jeszcze wtedy biskupa Wojtyły. Był wychowankiem i przyjacielem kardynała. Przyszłemu papieżowi bardzo spodobał się pomysł zorganizowania takiego festiwalu. Uważał, że to wspaniałe, że można modlić się śpiewając. Jan Boryczko był wtedy studentem Politechniki Łódzkiej. Opowiadał nam, że o zorganizowaniu festiwalu rozmawiano dużo podczas obozu w Ludźmierzu, który ks. Palusiński zorganizował dla łódzkich studentów. Odwiedził ich wtedy kardynał Wojtyła. Jego organizacja przebiegała z wielkimi kłopotami. Zmarły siedem lat temu ks. Pawlusiński zabiegał, by patronat nad „Sacrosongiem” objął kardynał Wojtyła. Był on wtedy przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Świeckich, a jednocześnie gorącym orędownikiem idei soborowej, by Kościół stał się wspólnotą ludu Bożego. Mówił często o konieczności integrowania twórców, aby służyli Bogu i Kościołowi.

Po latach ks. Pawlusiński wspominał, że w listopadzie 1968 roku pojechał do Krakowa, do kardynała Wojtyły i zabrał ze sobą grupę studentów z łódzkiej Akademii Muzycznej. Zagrali i zaśpiewali solenizantowi. Kardynał Wojtyła żartował, że ks. Jan przyjechał z młodzieżą na jego imieniny, to prawda, ale niecała prawda.

- Ks. Palusiński chce mnie przekonać, żebym zgodził się patronować pewnej imprezie - mówił przyszły papież.

Komunistyczne władze nie chciały dopuścić, by festiwal doszedł do skutku. Ks. Jan Palusiński mógł liczyć na wsparcie kardynała Wojtyły, ale też ks. Leona Walaszka, proboszcza parafii św. Teresy w Łodzi. Ks. Palusiński i ks. Walaszek byli wielokrotnie wzywani do komitetu łódzkiego partii lub na SB i zastraszani. Nie pozwalano im na drukowanie zaproszeń, ale kapłani pozostali nie ugięci.

Festiwal miał rozpocząć się na początku maja, dokładnie między drugim, a czwartym. Jednak władze nie chciały się zgodzić na ten termin. W końcu ustalono, że odbędzie się 17 i 18 maja 1969 roku. Wystąpiło na nim 10 zespołów i 15 solistów z całej Polski. Kardynał Karol Wojtyła przyjechał drugiego dnia imprezy. Jan Boryczka występował na „Sacrosongu” pierwszego dnia, więc drugi miał luźniejszy. Ks. Palusiński wyznaczył go do przywitania zacnego gościa. Potem miał go zaprowadzić do swego duszpasterza akademickiego. Pan Jan wspominał nam, że długo czekał przed kościołem św. Teresy. Dochodziła godz. 20.30, już zapadał zmierzch, gdy zajechała czarna wołga. Kardynał przyjechał do Łodzi z Nowej Huty, gdzie święcił kamień węgielny pod budowę słynnego nowohuckiego kościoła.

- Witaliśmy kardynała Wojtyłę z ks. proboszczem - opowiadał Boryczka. - Przyszły papież poklepał mnie po plecach, co było wtedy bardzo serdecznym gestem. Potem przeszliśmy do ks. Palusińskiego.

Kardynał Wojtyła chciał po drodze odpocząć na plebanii, więc tam weszli. Jednak, gdy dowiedział się, że czeka na niego młodzież, zaraz przeszli do kościoła. Powitały go oklaski. Na znak ks. Palusińskiego zagrano hejnał „Sacrosongu”. Kardynał Wojtyła przywiózł puchar, który później wręczył zdobywcy pierwszej nagrody. Miał on kształt srebrnej wieży kościoła mariackiego. Sam go ufundował. Zwycięzcami zostali salezjańscy klerycy, którzy śpiewali „Czarną Madonnę”. Wojtyła miał nocować w Łodzi, ale zdecydował się na nocny powrót do Krakowa.

Wojtyła przyjeżdżał też wiele razy do Łodzi zupełnie prywatnie. Łączyła go przyjaźń z bp Józefem Rozwadowskim, niegdyś łódzkim ordynariuszu. W 1970 roku kardynał Wojtyła uczestniczył w uroczystościach 50-lecia diecezji w Łodzi.

Pamiętna msza na Lublinku

Jako papież Karol Wojtyła przyjechał do Łodzi 13 czerwca 1987 roku. Spędził w mieście ponad osiem godzin. Ale był to niezapomniany czas. Doszło wtedy do historycznych wydarzeń. Do tej pory nie zdarzyło się, by podczas swych pielgrzymek papież udzielił dzieciom pierwszej komunii świętej. Tak było w Łodzi. Także tu pierwszy raz, papież spotkał się z robotnicami w ich miejscu pracy...

Jan Paweł II przyleciał do Łodzi około godz. 10., helikopterem, który wylądował na lotnisku Lublinek. Na Ojca Świętego czekało tam 700 tys. ludzi. Był piękny ołtarz, do budowy którego wykorzystano 50 metrów sześciennych drzewa i 50 ton stali. Podium, na którym papież odprawiał mszę świętą miało sześć metrów. Ołtarz zdobiło 12 tys. kwiatów. Cały plac podzielono na 162 sektory, a każdy z nich mieścił 6,4 tys. osób. Była wśród nich Barbara, dziś katechetka w Zgierzu. Pamięta, że 13 czerwca 1987 roku w Łodzi było upalnie. Słońce ogrzewało prawie milion pielgrzymów, którzy od wielu godzin zbierali się na Lublinku. Pierwsi zaczęli gromadzić się poprzedniego dnia. Już przed 21. w stronę lotniska wędrowały grupy ludzi. Większość przyszła w nocy. Barbara na Lublinek wyszła z grupą znajomych około północy. Od ul. 1 Maja wędrowali pieszo. Tak jak większość łodzian zmierzająca na spotkanie z Janem Pawłem. Bez względu na to czy było ono na Lublinku, przed łódzką katedrą, czy tylko na trasie przejazdu papieża. Tego dnia nie jeździło większość autobusów i tramwajów.

- Szliśmy dwie godziny - wspomina pani Barbara. - Kolejne osiem godzin czekaliśmy na przyjazd Ojca Świętego. Ale nie czułam zmęczenia. Byłam szczęśliwa, że będę mogła spotkać się z Papieżem-Polakiem.

Krystyna Banasik, łódzka pielęgniarka, na Lublinek też wyszła koło północy. Szła razem z pielgrzymką z parafii Najświętszego Serca Jezusowego na Retkini. Towarzyszył jej 9-letni syn. Pamięta, że po drodze mijali namioty, ciężarówki, w których sprzedawano słodycze i kanapki. Na lotnisku zajęli miejsce w wyznaczonym sektorze. Ludzie rozkładali koce i krzesełka turystyczne.

Msza święta na Lublinku zakończyła się po godz. 12. Papież pojechał do rezydencji łódzkich biskupów. Tam krótko odpoczął i poszedł na obiad. W rezydencji biskupów łódzkich złożył podpis na dokumencie powołującym Fundusz Ochrony Macierzyństwa im. Stanisławy Leszczyńskiej. Później Ojciec Święty udał się do łódzkiej katedry na spotkanie z przedstawicielami świata nauki i kultury. Na Placu Katedralnym czekały na niego tłumy. By się tam dostać, trzeba było mieć specjalną kartę. Dostało je około 20 tys. łodzian. Kolejnych sześć tys. było w katedrze. Nie była przewidziana homilia Jana Pawła II, ale papież przemówił do przedstawicieli łódzkiej inteligencji. - Nie było przewidziane moje słowo - mówił papież. - Nie jest w programie. Może nawet w ten sposób napytam sobie kłopotów u organizatorów mojego pobytu. Oczywiście przede wszystkim od strony kościelnej (...). I niech Pan Bóg wynagrodzi temu, który wymyślił w czasie tej podróży Papieża do Polski dzień łódzki.

Jan Paweł II poświęcił w łódzkiej katedrze epitafium dla biskupa Michała Klepacza. Ojciec Święty przekazał też dar dla Kościoła Łódzkiego - antyczną monstrancję.

Z katedry Jan Paweł II pojechał do zakładów „Uniontex” na spotkanie z włókniarkami. Przed godziną 15 był w zakładach im. Obrońców Pokoju „Uniontex”. Kiedy papież wszedł do tkalni zakładu C dostał od wszystkich brawa. Włączono kilkadziesiąt krosien. Nagle ktoś zaintonował kościelną pieśń „My chcemy Boga”. Ojca Świętego powitał ks. arcybiskup Władysław Ziółek. Przedstawił załogę zakładu, która składała się w większości z kobiet. Podkreślił ich mozolną pracę i trud fizyczny. Potem Ojca Świętego witał dyrektor „Uniontexu”, nieżyjący już Józef Grzegorczyk. W imieniu włókniarek papieża powitała Kazimiera Wadowska. Mówiła o tym, jak wielkim zaszczytem jest wizyta papieża w zakładzie pracy i jak bardzo Polacy są dumni z powodu Jego zasiadania na Piotrowym tronie...

Inne włókniarki wspominały po latach, że musiały przyjść do pracy na godzinę 8, chociaż była sobota. Idąc w stronę specjalnie przygotowanego tronu papież witał się z włókniarkami. Niektóre miały szczęście. Mogły dotknąć Jana Pawła II i dostać różaniec. Zapamiętały też słowa papieża. Zwracał się do matek Polek, mówił że są solą tej ziemi, jako tkaczki ciężko pracują, a jeszcze muszą podołać obowiązkom w domu.

- Chleb jako wyraz i symbol ludzkiej pracy nabiera szczególnej wymowy tutaj - w polskiej Łodzi, która rozrosła się w krótkim czasie z małej niegdyś osady w wielkie, prawie że milionowe miasto. Polskie centrum przemysłu włókienniczego - powiedział Jan Paweł II.

Ojciec Święty wyraził wielką radość z tego spotkania. Z tego, że mógł spotkać się z wielkim światem pracy reprezentowanym tu w Łodzi w większości przez kobiety.

Mówiono, że będzie tragedia

Dziś wiele razy wspominamy tę jedyną w historii wizytę papieża w naszym mieście. Ale przygotowania do niej były trudne. Pielgrzymkę organizowały dwa komitety. Ze strony kościelnej był to Komitet Diecezjalny, na czele którego stał ks. biskup Adam Lepa, wtedy proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na Placu Kościelnym w Łodzi. Natomiast od strony państwowej organizacją wizyty papieża zajmował się Sztab Koordynacyjny przy prezydencie Łodzi. Jego szefem był ówczesny wiceprezydent Lech Krowiranda. Organizacja pielgrzymki od początku napotykała na różne trudności. Nie zgodzono się, by papież, podczas przejazdu, choćby na krótko zatrzymał się przy kościele Matki Boskiej Zwycięskiej przy ul. Łąkowej. Władze miasta nie chciały też długo zdradzić trasy jaką Jan Paweł II miał podróżować podczas pobytu w Łodzi.

- Dlatego, gdy wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego” podałem szczegółową informację o trasie przejazdu została ona wycięta przez cenzurę - wspominał ks. biskup Adam Lepa w wydanej przez łódzki oddział IPN książce poświęconej wizycie Jana Pawła II w Łodzi. - To dziwne embargo było o tle zaskakujące, że w innych miastach przygotowujących się do pielgrzymki takich zastrzeżeń nie wprowadzano. Władzom chodziło prawdopodobnie o to, aby w ten sposób uniemożliwić wcześniejsze organizowanie działań o charakterze politycznym z wykorzystaniem balkonów, okien. Nie pozwolono też, by Jan Paweł II pojechał z katedry do „Unionteksu” północną nitką al. Mickiewicza. Od strony północnej był kościół jezuitów, mocno związany ze środowiskami opozycyjnymi. Obawiano się, że moment przejazdu papieża zostanie wykorzystany do wystąpień antypaństwowych. Jednocześnie władze miasta podejmowały działania, która miały zniechęcić łodzian do witania papieża na ulicach, lub pójścia na mszę świętą na Lublinku. Wiadomo było, że grupa dzieci przyjmie podczas niej pierwszy raz Komunię Świętą. Katecheci, proboszczowie, a także łódzka kuria wiele razy podkreślali, że nie będzie się to wiązało z żadnymi kosztami. Tymczasem ktoś zaczął rozpuszczać plotki, że rodzice będą musieli zapłacić 15 tys. zł, co jak na tamte czasy było sporą kwotą.

Publicznie zapewniano, że pobyt papieża w Łodzi nie zakłóci komunikacji w mieście. Ale niedługo po tym miasto obiegła informacja, że 13 czerwca 1987 roku w mieście nie będzie kursował żaden autobus, ani tramwaj. Co nie było prawdą. Tak jak inna rozpowszechniana informacja, że by wejść na lotnisko i uczestniczyć we mszy świętej trzeba mieć kartę wstępu. Oferowano nawet podrobione karty, za które kazano płacić.

- Nie budziło to zainteresowania odpowiednich służb, co w państwie policyjnym było reakcją, co najmniej zagadkową - twierdzi biskup Adam Lepa.

Władzom zależało przede wszystkim na tym, by na Lublinku było jak najmniej łodzian. Zniechęcano więc ich informacjami, że będzie tam ogromny tłok. A to miało się wiązać z nieuchronnością katastrofy, gdy wierni będą opuszczać lotnisko. Dlatego po Łodzi zaczęły krążyć plotki mówiące o tym, że wywozi się pacjentów z łódzkich szpitali, by zrobić miejsce dla potencjalnych ofiar katastrofy na Lublinku.

- Podczas jednej z katechez dla dorosłych, które jako proboszcz prowadziłem w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, dowiedziałem się od uczestników, że w ich zakładach pracy mówi się głośno o dodatkowej produkcji trumien w największych stolarniach Łodzi, właśnie z myślą o tragicznych skutkach zakończonej uroczystości - wspominał ks. biskup Adam Lepa.

W dniu wizyty papieża milicjanci stojący na ul. Pabia-nickiej zniechęcali łodzian do pójścia na Liblinek. Twierdzili wbrew prawdzie, że na placu nie ma miejsca. Zachęcali, by pozostali na ul. Pabianickiej i tu witali papieża. Wiele osób skorzystało z tych „rad”. Później Jan Paweł II wracając z lotniska, widząc tłumy ludzi na ul. Pabianickiej, przesiadł się z zakrytego auta do papamobile, by móc pozdrowić łodzian. Na krańcówkach tramwajowych w Ozorkowie, Pabianicach, Zgierzu też pojawili się ludzie, którzy radzili, by nie jechać na Lublinek, bo będzie tam tak ciasno, że może dojść do tragedii. Bardzo obawiano się również, że wizycie papieża będą towarzyszyły wystąpienia „Solidarności”. Ale po pewnym incydencie nie poruszano już tego tematu. Ks. biskup Lepa, wspominał, że 10 kwietnia odbył się tzw. objazd Interpressu. Oprócz dziennikarzy tej agencji prasowej wzięli w nim udział m.in. przedstawiciele Biura Ochrony Rządu i MSW. Wszyscy objechali łódzki szlak, który miał przebyć Jan Paweł II. Potem było spotkanie w ŁDK.

Trudności ciągle piętrzono. Dlatego 12 maja 1987 roku, czyli niemal miesiąc przed wizytą w Łodzi Jana Pawła II, prezydium Komitetu Diecezjalnego wydało oświadczenie, w którym powątpiewano w celowość prowadzenia dalszych rozmów dotyczących pielgrzymki. Biskup Władysław Ziółek w rozmowie z władzami stwierdził, że jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie to należy się zastanowić nad odwołaniem wizyty papieża w Łodzi. Zarzucono m.in., że włodarze miasta stawiają wymogi, które są sprzeczne z ustaleniami na szczeblu centralnym. Efektem było powołanie w Warszawie komisji kościelno-państwowej, która doprowadziła do załatwienia spornych spraw. Stronie kościelnej przewodniczył ks. Alojzy Orszulik, późniejszy biskup, ordynariusz diecezji łowickiej, a państwowej Olgierd Darżynkiewicz, szef BOR. Ale i tak nie zakończyło to problemów. Na spotkanie papieża ze światem kultury i nauki w łódzkiej katedrze nie pozwolono pójść rektorom WAM i Szkoły Filmowej. Problemy z dotarciem miały też władze i profesorowie innych uczelni. Zebrali się w rektoracie Politechniki Łódzkiej, skąd mieli razem iść do katedry. Milicja skierowała ich do wyjścia znajdującego się od strony ul. Radwańskiej (wtedy Świerczewskiego). Gdyby z niej skorzystali, to nie zdążyliby na spotkanie, a jako spóźnionych nie wpuszczono, by ich do katedry. Na szczęście udało się im dodzwonić do kurii i wyszedł po nich duszpasterz akademicki.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki