Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żony łódzkich fabrykantów. Z pozoru żyły w cieniu mężów

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łodzkiego/ Muzeum Miasta Łodzi
Kobiety odgrywały ważną rolę w życiu łódzkich fabrykantów. Nie wiemy jednak o nich dużo. Nie zachowało się wiele wspomnień, pamiętników.

Żony łódzkich fabrykantów

Tak naprawdę niewiele wiemy dziś o Leonii Poznańskiej, żonie Izraela Kalmanowicza. Ślub wzięli w 1851 roku. Leonia, z domu Hertz, była córką Mojżesza, sekretarza szpitali żydowskich w Warszawie. Urodziło się im siedmioro dzieci. Do wspólnoty majątkowej Izrael wniósł majątek warty 500 rubli. Była to m.in. fabryka tkanin krajowych w Łodzi. Natomiast Leonia wniosła w posagu handel towarów łokciowych, czyli sklep wyrobów bawełnianych. Ale liczyło się jeszcze coś. Silne tradycje kupieckie rodziny Hertzów i układy w środowisku warszawskiej burżuazji. Izrael zmarł w 1900 roku i podobno po jego śmierci właśnie Leonia prowadziła rodzinny interes...

Ważną rolę w życiu łódzkiego króla bawełny Karola Scheiblera, odegrała jego żona Anna. Pochodziła z Ozorkowa. Urodziła się w 1835 roku, a jej rodzina przybyła na polskie ziemie z Saksonii. Była jedną z z dwanaściorga dzieci Wilhelma Wernera, właściciela farbiarni w Strzeblewie i cukrowni w Leśmierzu. Gdy poślubiała Karola nie miała jeszcze 18 lat. W posagu wniosła 20 tysięcy rubli .Posag był dwukrotnie wyższy niż oszczędności męża. Pozwoliło to Karolowi Scheiblerowi na otwarcie pierwszej fabryki. Nieżyjący już ksiądz Mariusz Werner był przez wiele lat proboszczem parafii ewangelicko – augsburskiej św. Mateusza przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Jest on spokrewniony z Karolem Scheiblerem. Jego rodzice byli zaś właścicielami m.in majątku w Chodeczku. Należała do nich większość jeziora nad którą wielu łodzian ma dziś działki.

– Anna Scheibler, żona Karola, była moją ciotką – wyjaśniał nam ks. Werner. – Mój pradziad, Christin Wilhelm Werner, który pochodził z Ozorkowa, był jej ojcem.

Ks. Mariusz nie znał osobiście cioci Anny, bo umarła w 1921 roku, a on przyszedł na świat 11 lat później. Ale wiele o niej słyszał.

– Karol Scheibler umarł w 1881 roku, przejęła fabrykę po jego śmierci i prowadziła przez ponad 40 lat – wspomina. – Z opowieści prababci, babci wiem, że była wielką społeczniczką. Troszczyła się o biednych, sieroty. Rodzina Scheiblerów budowała domy dla robotników, dla ich dzieci szkoły i przedszkola.

Ciocia Anna był też bardzo religijna. Za jej namową Scheiblerowie współfinansowali budowę sześciu łódzkich kościołów - w tym ewangelicko-augsburskiej świątyni św. Mateusza przy ulicy Piotrkowskiej. Dzięki niej przebudowano rezydencje Scheiblerów przy Placu Zwycięstwa. Dokonano jej według projektu znanego warszawskiego architekta Edwarda Lilpopa. Po tej przebudowie willa Scheiblerów nabrała cech pałacu.

Pamiętniki pani Heleny

Nieocenioną wartość mają pamiętniki jakie pozostawiła po sobie Helena Geyer, która była żoną Gustawa, syna protoplasty rodu Ludwika Geyera. Pisała je przed wybuchem I wojny światowej, już jako dojrzała kobieta. Zachowały się dzięki jej wnuczce, mieszkającej w Austrii, Helenie Alicji Tauschinsky. Przekazała je Centralnemu Muzeum Włókiennictwa. Noszą tytuł „Z mojego życia”. Zostały napisane po niemiecku. Na język polski z niemieckiego przetłumaczył je i opatrzył swoimi wyjaśnieniami dr Krzysztof Woźniak. Helena pisała je jako dojrzała, blisko 60-letnia kobieta.

Helena Geyer, z domu Weil urodziła w 1855 roku, w majątku Skęczniew, w powiecie poddębickim. Jej rodzicami byli Fryderyk Wilhelm Weil oraz Maria, z domu Reich. Maria pochodziła ze Zgierza.

- Mój ojciec był dla nas dzieci, bardzo dobry, ale niezwykle surowy i bardzo się go baliśmy – tak opisywała swego ojca Helena Geyer. - Nigdy nie odważylibyśmy rzucić mu się na szyję, tak jak robiły to moje dzieci ze swoim tatą!

Do 15 roku życia mieszkała w Skęczniewie. Potem przeprowadziła się z rodziną do drugiego majątku ojca, który znajdował się Gajówce, koło Dalikowa. Zarządcą dóbr w Gajówce był Ryszard Geyer, najstarszy syn Ludwika. Wszyscy go bardzo lubili, bo był miłym człowiekiem. Helena zapamiętała cudowne niedziele spędzane z nim w lesie koło Gajówki.

- Ryszard starał się o katarynkę i tańczyliśmy ile dusza zapragnie! - tak zapamiętała tamte chwile.

Ryszard oświadczył się siostrze Heleny, Oldze. Za pierwszym razem Weilówna odrzuciła te oświadczyny. Ale po jakimś czasie zrozumiała swój błąd. Kiedy Ryszard drugi raz poprosił ją o rękę już nie odmówiła.
W czasie wesela Olgi i Ryszarda, Helena poznała brata pana młodego, Gustawa Geyera. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia!

- To uderzyło we mnie jak piorun z jasnego nieba! - wspominała po latach.- Powiedziałam sobie : ten, albo żaden! Stanęłam jak sparaliżowana i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Miałam wrażenie jakby ktoś dźgnął mnie w serce! Mój przyszły mąż był tak piękny, mądry, sprawiedliwy i dobry, że stanowił dla mnie ideał nad ideały! Przez lata byłam w nim zakochana nie wiedząc czy mogę mieć nadzieję na odwzajemnienie uczucia.

Tak więc zakochana Helena przez wiele miesięcy cierpiała z miłości. Rodzice myśleli, że jest chora. Ona swój sekret zdradziła siostrze Wandzie. Potem o tym co czuje do Gustawa powiedziała też Oldze i Ryszardowi. Ci ostatni mieszkali już w majątku w Modlnej. Helena bardzo chętnie tam jeździła, licząc że spotka Gustawa.. Przez dwa lata czekała na znak z jego strony. Przełom nastąpił podczas chrzcin pierwszego dziecka Olgi i Ryszarda. Helena siedziała przy stole obok Gustawa...Był miły, uprzejmy. Gdy wstał od stołu ucałował ją w rękę i uścisnął serdecznie. Serce Heleny znów biło mocniej..

Po kilku tygodniach została zaproszona na bal do Ozorkowa. Organizował go Karol Schlosser. Był na nim też Gustaw Geyer. Ku szczęściu Heleny tańczył tylko z nią...Ten bal miał miejsce w styczniu 1873 roku. Tego samego roku latem, Gustaw poprosił Helenę o rękę. Zaręczeni byli trzy miesiące. A 20 listopada 1873 roku miał miejsce ślub Heleny Weil i Gustawa Geyera. Na drugi dzień młoda para pojechała do Łodzi. Została serdecznie przywitana przez teściową, szwagrów oraz pracowników Gustawa.

Kiedy się pobraliśmy mój kochany mąż żył na skromny poziomie i pracował z ogromnym wysiłkiem, by wydźwignąć przedsiębiorstwo zmarłego ojca, podupadłe na skutek nieszczęścia – wspominała żona Gustawa Geyera. - W pełni mu się to udało, lecz okupił to swoim życiem. Może wyczerpująca praca szkodziłaby mu mniej, gdyby nie wiele zmartwień, na które był narażony głównie ze strony swoich dwóch braci z którymi wspólnie prowadził przedsiębiorstwo i którzy mu ogromnie dokuczali z zazdrości, że jest dyrektorem i kieruje całością firmy. Mój kochany mąż miał bardzo zgodny charakter i nigdy nie był porywczy.

Gustaw i Helena mieli dziewięcioro dzieci. Pierwsza urodziła się Maria. Był rok 1875. Potem na świat przyszło jeszcze sześć córek Geyerów: Zofia, Helena, Wanda, Stefania, Janina, Emilia.
W 1893 roku Helena została wdową. Gustaw od dłuższego czasu chorował na serce. Pojechali więc ma leczenie do Friedrichrody. Po kuracji lekarze stwierdzili, że serce łódzkiego fabrykanta jest zdrowe, ale ma nabrzmiały żołądek. Jeden z lekarzy zaczął go masować. Po tym masażu Gustaw poczuł ogromne bóle. Wrócili do Łodzi. Gustaw leżał trzy tygodnie w łóżku. Niestety nie udało się go uratować. Zmarł 13 listopada. Helena musiała przejąć zarządzanie fabryką koronek. Z czasem pomagał jej w tym zięć, Władysław Gettlich, mąż Wandy.

Kobiety Biedermannów

Wielką miłością Alfreda Biedermanna, syna Roberta, znanego łódzkiego fabrykanta, była jego druga żona Marta Anna, z domu von Beres. Po 20 latach małżeństwa sporządził testament. Cały majątek zapisał właśnie jej. Pięcioro dzieci miało otrzymać tylko ustawowo obowiązującą część.

- Nie jest to spowodowane moją złą wolą – tłumaczył potem taką treść testamentu Alfred Biedermann. - Lecz skutkiem życzenia okazania żonie wdzięczności, że nadała sens mojemu życiu.

Marta wniosła mu posag liczący pół miliona rubli. Nie spisali intercyzy, a majątek nie został właściwie zabezpieczony. Co może być powodem takiego zapisu w testamencie.

Alfred i Maria Biedermannowie mieli troje dzieci: urodzoną w 1900 roku Margę Zofię, dwa lata starszego Alfreda Roberta i Roberta Arno, który na świat przyszedł w 1909 roku. Z pierwszego małżeństwa miał dwóch synów: Rolfa Alfreda, urodzonego w 1893 roku oraz dwa lata młodszego Helmuta Hansa Ludwika. Po narodzinach młodszego syna doszło do dramatu. Jego matka Zofia Malwina dostała tzw. gorączki popołogowej i zmarła. Była ona jedyną córką Ludwika i Matyldy Meyerów. Ludwik Meyer był znanym łódzkim przemysłowcem. Jego dawna fabryka stojąca przy ul. Piotrkowskiej została przebudowana na Grand Hotel.

Paulina Biedermann, była jedną z wielu córek Roberta . W domu wszyscy mówili na nią Paula. Dziewczyna marzyła, by zostać nauczycielką. Ale te plany nie spodobały się rodzicom. Choć uczyła się w szkole w Dreźnie i przygotowywano ją do roli guwernantki. Po powrocie do Łodzi zakochała się w Alfredzie Krusche. Ten nie spodobał się jej rodzicom. Znaleźli jej innego kandydata na męża. Był nim Józef Richter, starszy od niej o osiem lat przedstawiciel znanej rodziny fabrykantów, która do Łodzi przybyła z Czech. Paulina miała 17 lat, gdy się zaręczyli. Nie skończyła jeszcze 18 lat, gdy została żoną Józefa Richtera. Ślub wzięli 8 stycznia 1886 roku w luterańskim kościele św. Trójcy na Placu Wolności w Łodzi. Od rodziców w posagu Paula dostała 15000 rubli w gotówce i ponad 6000 w sprzętach domowych i osobistych. Józef Richter oświadczył przed notariuszem, że nie posiada żadnego majątku. Jednak kilka miesięcy po ślubie dostał od ojca rodzinną tkalnię, która mieściła się przy ul. Placowej 17/19(dziś ul. Skorupki) i stał się bardzo bogatym człowiekiem.

- Wszystkie córki Biedermannów wychodzące za mąż otrzymywały prawie jednakowy zestaw domowego i osobistego wyposażenia – podkreślała w książce „Biedermannowie. Dzieje rodziny i fortuny” Wanda Kuźko. - W aktach notarialnych umów przedślubnych z niemiecką dokładnością wymieniano najdrobniejsze nawet przedmioty. Wyposażenie domowe liczyło 263 pozycje, podzielone na grupy. Zastawa stołowa to sześć kompletów sztućców, talerzy, półmisków, salaterek, w kolorze niebieskim, poziomkowym, różnobarwnym i ażurowe..

.

Paula prowadziła w swym domu spotkania literacko – muzyczne. Zapraszała na nie swoje rodzeństwo, w tym brata Alfreda, który bardzo lubił wizyty w domu siostry.

Marga Zofia, córka Alfreda i Marty, skończyła jedno z łódzkich gimnazjów. Dosyć późno, bo miała już 28 lat, wyszła za mąż. Jej mężem został Jan Teodor Ender, współwłaściciel T.A Pabianickiej Fabryki Wyrobów Bawełnianych Krushe i Ende. A Marga była znakomitą partia. W posagu wniosła warte 576 000 zł akcje TA „Saturn” oraz akcje Elektrowni Zgierskiej o wartości 360.000 zł. Choć Jan Ender też nie był biedny. Majątek wniesiony przez niego do małżeństwa wynosił 600.000 zł. I były to udziały w pabianickiej firmie. Jak zaznaczała w swej książce Wanda Kuźko rzadko się zdarzało, by pan młody wymieniał w umowie przedwstępnej wymieniał sprzęty domowe. A tak było w tym wypadku...

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki