Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autostrady, rowery i Masa Krytyczna

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Nieubłaganie zbliża się moment, w którym wygodny dojazd autostradą z Łodzi do Warszawy, stanie się mniej komfortowy, czyli płatny. Szczęśliwe przez pierwsze 5 lat od wprowadzenia opłat za przejazd z Warszawy do Strykowa zapłacimy 9,1 zł. Gorzej jest, ktoś chce jechać od Strykowa do granicy zachodniej - musi płacić za cały odcinek 78 zł.

Opłaty za autostrady to smutna konieczność wymuszana przez koszty ich utrzymania. Nawet Niemcy, którzy do tej pory szczycili się bezpłatnymi, świetnymi autostradami, od roku 2015 wprowadzają opłaty. Ich zamysłem było, co prawda wprowadzenie opłat tylko od cudzoziemców, co spotkało się z silnym sprzeciwem Brukseli i estońskiego Komisarza ds. Transportu Sima Kallasa. Przepychanki prawne trwają, tak czy inaczej opłaty zostaną jednak wprowadzone. Dlatego komfortowo jadąc w zeszłym tygodniu przez całe Niemcy na konferencję European Liberal Forum w Rotterdamie, miałem smutną świadomość, że to być może ostatnia taka moja podróż bez wysokich opłat.

Ważniejszy jest jednak z naszej perspektywy inny fakt. Niemcy zamierzają wprowadzić system opłat znany z Austrii, Czech i Słowacji, czyli system winiet. Obserwując, co dzieje się na naszych autostradach mam wrażenie, że jest to o roztropny ruch. O wiele bardziej wydajny pod względem czasowym jak i kosztowym jest system, w którym po prostu w kiosku przy autostradzie, sklepie na osiedlu itd. możemy kupić winietę na dany przejazd. A potem płynnie jechać bez przerwy, wielkich korków autostradą.

W zeszłą środę na bramce na A2 przed Poznaniem wpadłem w fatalny korek, który zabrał mi 40 minut z podróży. Bywalcy autostrady A4 między Krakowem a Katowicami znają dokładnie ten sam problem. Użytkowanie autostrad w takich warunkach zaczyna mijać się z celem. Nie dość, że trzeba płacić znaczące kwoty za przejazd, to często czas, który nadrobimy szybszą jazdą, tracimy w korkach na bramkach. W drodze do naszej granicy zachodniej z Łodzi mamy ich aż cztery.

Nie wiem czy system prawny pozwala w tym zakresie na stosunkowo łatwą zmianę, ale jestem przekonany, że należy do niej dążyć. Dość łatwo jest mi wyobrazić sobie, potworne korki przy bramkach na wjeździe na autostradę w Warszawie w piątek wieczorem, kiedy dziesiątki osób wraca do domów, w tym do Łodzi. Autostrady w takich warunkach stracą sens. Winiety dają też sensowniejsze możliwości różnicowania opłat za przyjazdy w odniesieniu do częstotliwości korzystania z autostrad. Co więcej zmniejszają też koszty utrzymania dróg, nie potrzebni są wówczas pracownicy punktów kontrolnych.

A skoro jesteśmy przy tematyce transportowej, to nie sposób nie odnieść się w tym czasie do kolejnych odsłon burzy, jaka toczy się wokół organizacji Rowerowej Masy Krytycznej w Łodzi i promowania transportu rowerowego. Mówiąc szczerze, wizyta w Rotterdamie, fantastycznie zorganizowanym pod względem transportu rowerowego - stokroć bardziej przekonuje do używania tej formy komunikacji, niż jakikolwiek działania konfrontacyjne, a takie są ulubioną formą aktywności "działaczy rowerowych". W Rotterdamie można obejrzeć jak można budować ścieżki rowerowe - nie jako oddzielony paskiem białej farby pas na jezdni i chodniku, ale jako jasno wyodrębniony trzeci pas, co podnosi bezpieczeństwo pieszych, rowerzystów i kierowców.

Dlatego nie rozumiem, dlaczego nasi rodzimi działacze zamiast pokazywać dobre przykłady np. zdrowych starszych ludzi śmigających na rowerach w Holandii, wciąż realizują się poprzez antagonizowanie kierowców i rowerzystów. Cała idea organizacji Masy Krytycznej, tak w zasadzie nie różni się niczym w swej logice od działania rolników z Samoobrony w latach 90., którzy traktorami blokowali jezdnie. To chęć wymuszenia swoich postulatów poprzez zablokowanie innych uczestników ruchu. Tylko, że działania Samoobrony stały się synonimem "obciachu", a działania Masy Krytycznej dla wielu wciąż takie nie są.

Jednocześnie mam wrażenie, że wywołany przez Masę konflikt eskaluje i jestem bardzo ciekawy, kiedy dojdzie do blokowania przyjazdu Masy przez grupy kierowców, od czego aż huczy na forach internetowych. Sytuacja staje się nieprzyjemna.

W demokratycznym kraju każdy ma prawo do demonstrowania przekonań oraz prawo do organizowania zgromadzeń. Dlatego uważam, że dyskusja o całkowitym zakazaniu organizowania Masy do niczego nie prowadzi. Jednak owo demonstrowanie nie może być jednoznaczne z umyślnym paraliżowaniem transportu w dużej części miasta.

Może Masa jak inne demonstrujące grupy powinna być organizowana na Piotrkowskiej, bez możliwości wyjazdu na główne ulice? To zapewni jej organizatorom nadal możliwość prezentowania swoich poglądów w centralnym punkcie miasta, a jednocześnie uwolni mieszkańców od paraliżu transportowego. Jestem przekonany, że leży to też w interesie organizatorów, którzy zamiast "terroryzować" łodzian będą mieli szansę przekonywać ich do rozwiązań np. z Rotterdamu, które są bardzo ciekawe (może z wyjątkiem skali opłat za parkowanie w centrum miasta).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki