Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Salm: Bitwa o Łódź rozegra się między innymi na zachód od Zachodniej

Jacek Losik
Dr hab. inż. arch. Jan Salm, prof. nadzw., wykładowca na Politechniki Łódzkiej, rodzinnie związany z Łodzią od XIX wieku
Dr hab. inż. arch. Jan Salm, prof. nadzw., wykładowca na Politechniki Łódzkiej, rodzinnie związany z Łodzią od XIX wieku Grzegorz Gałasiński
Z prof. Janem Salmem z Politechniki Łódzkiej o sporach na linii konserwator-inwestor rozmawia Jacek Losik

Podoba się Panu projekt budynku, który miałby stanąć przy ulicy Struga 13 i 22?
Musiałbym go zobaczyć nieco w innej wersji. Na ogół komputerowe wizualizacje trochę przekłamują rzeczywistość. Ponadto nie chcę się wypowiadać publicznie o projekcie bez znajomości rzutu i minimum wiedzy o programie użytkowym i relacjach z otoczeniem. Struga 13 i 22 to przestrzennie wyjątkowo fatalny fragment śródmieścia Łodzi. Ten "klin" utworzony przez przebicie ulicy Skłodowskiej Curie jest pomysłem przedwojennym. Obecnie to rozwiązanie jest już przestarzałe i szkodliwe. Nic nie poprawiło komunikacyjnie, a przyniosło fatalne skutki w krajobrazie miasta.

Co zatem zrobić z tą trójkątną działką?
Akurat tutaj sprawa wydaje się oczywista. Przy wykorzystaniu współczesnych technologii i technicznych możliwości, powinien pojawić się tam nowoczesny budynek w kształcie takiego "kawałka tortu". Może biurowiec? Ze względu na kształt działki nie jest to jednak miejsce proste do dobrego zagospodarowania.

CZYTAJ TEŻ: Na kamienicy przy Struga 13 rosną drzewa. Konserwatorzy nie zgadzają się na jej rozbiórkę [ZDJĘCIA]

Podobne założenia miał inwestor. Na ulicy Struga 13 i 22 miał powstać budynek z biurami, lokalami komercyjnymi i niewielkim hotelem.
Nie do końca znam tło tego zamierzenia. Są dwie różne warstwy, które trzeba wziąć pod uwagę podczas podejmowania planowania takich inwestycji. Z jednej strony jest kwestia zysków i strat - to problem inwestora. Równie ważna, a w przypadku Łodzi może i nawet ważniejsza, jest okazja do porządkowania- "sklejenia" miasta.

Sklejenia?
Łódź w gruncie rzeczy jest wciąż, posługując się stwierdzeniem Jacka Kusińskiego, miastem niedokończonym. Może gdyby I wojna światowa zaczęła się 10 lat później, to byłoby zdecydowanie lepiej, bo miasto by się zdecydowanie bardziej rozwinęło i przestrzennie dopełniło. Łódź nie weszła niestety nigdy w fazę uporządkowanego, wielkokapitalistycznego rozwoju, który nadałby jej obliczu charakter prawdziwej, kompletnej metropolii przemysłowej, dostatniego czy wręcz zamożnego miasta. Właściwie od 1914 roku, śródmieście miało wciąż kłopoty, pomimo tego, albo również dlatego, że nadmiernie rozwijały się przedmieścia. I wracając do nowych inwestycji pytanie brzmi, w jaki sposób taki nowy budynek powinien służyć dobrze użytkownikowi, ale też tworzyć korzystny element uporządkowanej i dobrej jakościowo przestrzeni śródmieścia - służyć właśnie nadrabianiu zaległości, które Łódź wciąż ma. I pewnie dlatego, zamiast burzyć, lepiej remontować i wypełniać "dziury", które w przeszłości nie wypełniły się zabudową albo ją czasem niepotrzebnie utraciły. A nie głównie burzyć!

Czego Łodzi brakuje, jako "niedokończonemu" miastu?
Przede wszystkim zabrakło wielkich inwestycji typowych dla metropolii i dużych miast XIX wieku - na przykład dużego dworca, hali targowej, gmachów publicznych, reprezentacyjnego ratusza o odpowiedniej skali, pięknych, placów, skwerów i alej. Nie było regulacji i planów, które poprawiłyby przestrzeń publiczną i nadały jej odpowiedni rozmach i klasę. A sporo też zmarnowano i zepsuto - nawet szlachetna Promenada (dzisiejsze Aleje Kościuszki) zamieniła się w zapchaną dwupasmówkę. Niektóre z tych potrzeb spełniono dopiero po 1945 roku - na przykład opera, inne - jak dworzec, realizuje się teraz. Oby z dobrym rezultatem.

Bardzo dużo mówi się teraz o rewitalizacji Śródmieścia.
Rewitalizacja to słowo wytrych, zbytnio nadużywane, które dotyczyć powinno w równy sposób problematyki społecznej, relacji ludzi z miejscem, a nie tylko wyłącznie zabudowy śródmiejskiej. Nie chodzi w niej o wyremontowanie stu elewacji, ale o stworzenie takich warunków, mechanizmów i zachęt, aby ludzie chcieli tam mieszkać i pragnęli wracać do śródmieścia, uznawali za swoje miejsce. Tutaj nie chodzi o kochanie łódzkich zabytków, ale sprawy zupełnie prozaiczne - dbanie o swe otoczenie, podwórko, elewację, zieleniec czy płot. Bitwa o Łódź rozegra się nie przy Piotrkowskiej, nie w stu odseparowanych punktach, ale na przykład w szerokim pasie kwartałów na zachód od ulicy Zachodniej po Żeligowskiego, gdzie jest najbardziej zwarta historyczna zabudowa. To tu są potrzebne najszybciej kompleksowe projekty i strategie łączące różne potrzeby i oczekiwania. W pierwszym rzędzie dotyczy to mieszkańców.
Czy utrzymywanie pustostanu, który od lat niszczeje i straszy, jest dobrym sposobem na wygranie tej bitwy?
Nie znam racji konserwatora, ale trzeba spróbować zrozumieć jego stanowisko. On kieruje się zupełnie innymi wartościami i priorytetami, niż inwestor. On jest czujnym ale samotnym strażnikiem zabytków - rzeczy cennych ale zazwyczaj ulotnych i słabych. Ale też takich, na które nikt nie zwróci uwagi, a które są na przykład ważne z pozycji historii architektury czy dziejów miasta. Strzeże takich walorów, które dla przeciętnego zwykłego człowieka są nieuchwytne, albo dla ogółu mało istotne. Konserwator odgrywa bardzo trudną, niewdzięczną czasem rolę i poddawany jest różnorakiej presji. A czasami pewnie strzela sobie w stopę, bo wystarczająco nie tłumaczy swoich racji i nie edukuje uporczywie potencjalnych sojuszników. Przyznam się, że brak mi takiej uporczywej, konserwatorskiej propagandy. A powody walki o taki zniszczały "pustostan" mogą być różne. Może taka kamienica nie powinna zostać zburzona, bo ma wyjątkowej klasy detal, znajduje się na niej malowana reklama z XIX wieku, albo jest jedynym w Łodzi projektem słynnego architekta X. Albo jego wyburzenie otworzy drogę do dziesiątków podobnych akcji. Nie wierzę w to, że w takiej sytuacji konserwator tylko tupie nogą i mówi "nie bo nie".

Perspektywa współpracy z konserwatorem potrafi czasem odstraszyć inwestora. Jak zatem go przyciągnąć do Śródmieścia i jednocześnie nie stracić cennych zabytków?
Gdybym miał na to receptę, być może byłbym ministrem gospodarki lub wziętym biznesowym negocjatorem. Jeśli chodzi o inwestora, jest normalną rzeczą, że chce wszystko zrealizować najkorzystniej dla siebie, często jak najtaniej, aby jak najwięcej zarobić. To jest jego święte prawo. Najbardziej jednak złości mnie przedstawianie właśnie konserwatora jako takiego "złego ducha", który powstrzymuje postęp i powoduje, że inwestorzy do Łodzi nie przychodzą. Może warto zastanowić się, czy to nie problem braku odpowiedniej organizacji i konsekwentnych działań ze strony innych służb miejskich w minionych dekadach. Konserwator stoi często samotnie na straży tożsamości Łodzi. Służba konserwatorska jest dziś biedna, i nie jest w stanie finansować wszystkich remontów - to nie jej rola. Nie konserwator jest tym przysłowiowym złym, który blokuje postęp. Choć zdarzają się i jemu błędy. Trzeba dać mu jednak zawsze wypowiedzieć swoje racje. Bo może jeśli ustąpi w jednym, konkretnym przypadku, to będzie musiał zrobić podobnie w dziesięciu analogicznych sprawach, które toczą się w tym samym czasie? Najlepszy przykładem są dokonane przemiany najcenniejszych łódzkich kompleksów fabrycznych. Nie wnikam w to, czy ich przekształcenie było dobre, czy złe. Chcę tylko powiedzieć, że skoro najwspanialsze zabytki industrialne Łodzi można było tak znacząco przeobrazić, to jak teraz obronić słabsze, mniej znaczące i mniej wartościowe dziedzictwo przed totalną przebudową lub wyburzeniem? Za chwilę w niegdysiejszej stolicy polskiego włókiennictwa nie będzie już żadnej autentycznej, nieprzebudowanej fabryki. Barierą jest także brak jasnego prawa, które powinno minimalizować spory między zaangażowanymi stronami.

Będzie w Łodzi jasne prawo, które ograniczy te przepychanki między konserwatorem i inwestorem?
Wszystko wskazuje na to, że będzie. Trwa aktualnie bardzo konstruktywna dyskusja w Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, gdzie planiści przygotowują plany miejscowe dla śródmieścia. Może warto poprosić ich o wypowiedź? Toczy się też niełatwa, ale merytoryczna dyskusja między autorami planów a Miejskim i Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. To dobre miejsce do wypracowywania kompromisów. Wreszcie w Łodzi po kilkudziesięciu latach chaosu, w tym także wyburzania fabryk, poszerzania ulic kosztem zabudowy i remontów niezgodnych z zaleceniami służb konserwatorskich jest pewna nadzieja na normalność - rozsądną, skoordynowaną politykę wobec miasta i jego dziedzictwa.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki