Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie Boże Narodzenie w rodzinnym klimacie. Jak kiedyś świętowano?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Archiwum Dziennika Łódzkiego
Boże Narodzenie to szczególny czas. Jest choinka, pod nią kolorowe paczki z prezentami, w całym domu pachnie zupa grzybowa. Jak przeżyć rodzinnie te wyjątkowe święta?

Łódzkie Boże Narodzenie w rodzinnym klimacie

Pani Halina skończyła 92 lata. Przed wojną była jeszcze dzieckiem, ale nie zapomni bożonarodzeniowej atmosfery jaka panowała w jej domu. A święta zaczynały się już w listopadzie. Wtedy jej tata schodził do piwnicy i przynosił wiklinowy kosz pełen świątecznych ozdób, które potem zawieszano na choince. Pani Halina pamięta, że nie było wówczas bombek. Cała rodzina siadała wieczorami i przygotowywała ozdoby. Były to łańcuchy, jeżyki z bibuły, białe gwiazdki, wisiorki zrobione ze słomy i koralików.

Tata przygotowywał piękne ozdoby z wydmuszek – wspomina Halina Nowacka z Łodzi, emerytowana księgowa – Na przykład żołnierza w ułańskim czako, zbója z wąsami.

Natomiast na tydzień przed Bożym Narodzeniem jej rodzina ruszała na wielkie świąteczne zakupy. Przechodzili przez tory, wsiadali w tramwaj nr 7 i jechali na Plac Wolności. Pani Halina pamięta niemal każdy krok tej przedświątecznej wędrówki. Gdy wysiedli z tramwaju, w miejscu, gdzie dziś znajduje się apteka, była cukiernia. Tam rodzice kupowali jej i trzy lata starszemu bratu Zdzisławowi za 5 groszy tytkę, czyli torebkę, pełną okruchów pysznych ciastek. Trafiało się nawet całe ciastko. Potem, już na ul. Piotrkowskiej, zatrzymywali się w sklepie kolonialnym, na przeciw kościoła. Była tam cudownie przyozdobiona świąteczna wystawa.

Sklep należał do pana Glugli - opowiada pani Halina– Przy wejściu wisiały zające, bażanty, przepiórki ozdobione świerkowymi gałązkami, światełkami. Dalej były wysypane ziarna palonej kawy. Płynął po nich statek pełen bakalii - fig, rodzynek.

Na dzisiejszej ul. Narutowicza, w miejscu gdzie po wojnie był Empik, stał mały, drewniany, pomalowany na zielono domek, a w nim cukiernia. Należała do Turka, który nazywał się Angelewicz. Tam za gablotami można było podziwiać przeróżne czekoladki, ciastka, owoce kandyzowane, orzechy w syropie, najprzeróżniejsze rodzaje przepysznej chałwy.

Na rogu ul. Piotrkowskiej i Tuwima znajdował się automat z kanapkami – dodaje pani Halina – Tam posilał się tata. A na rogu ul. Piotrkowskiej i Głównej był salon z zabawkami. To było coś przepięknego...Nie zapomnę cudownych laleczek siedzących przy stoliku na którym stały małe filiżanki. Obok stał fortepian na którym grał pan surducie. Niestety, zabawki były za drogie, tam rodzice nam ich nie kupowali. Marzyłam, by św. Mikołaj przyniósł mi pod choinkę te piękne lalki siedzące przy stoliku...

Rodzina pani Haliny zaglądała jeszcze do sklepu pani Burskiej, gdzie kupowała chrupiące bułeczki, bryndzę i wędzoną rybę. Potem

wsiadali w dorożkę i ul. Piotrkowską wracali na plac Wolności. A stamtąd tramwajem do domu...

Pani Halina opowiada, że przed samymi świętami odbywało się wielkie sprzątanie. Czuje jeszcze zapach pastowanych podłóg, wykrochmalonej pościeli...W jej domu choinkę ubierali rodzice. Robili to w noc poprzedzającą wigilię. Oprócz choinkowych zabawek wisiały na niej małe, czerwone jabłuszka, cukierki, orzechy, pierniki.

Mikołajem był zawsze ktoś z sąsiadów - dodaje pani Halina . – Raz założył bardzo charakterystyczne buty. Zaczęłam po nich go rozpoznawać. Tak pierwszy raz zachwiała się moja wiara w św. Mikołaja.

Przed wojną łódzkie dzieci z reguły nie dostawały wykwintnych prezentów. Z reguły była to czapka zrobiona przez babcię na drutach, rękawiczki, szalik, jakieś koraliki, słodycze. Pani Halina na gwiazdkę, rok przed wojną dostała książkę o Żabusi.

- Książki były drogie i rzadko się je dostawało – wspomina – Była to maja jedyna książka. Zawsze oprócz słodyczy, rękawiczek z włóczki, koralików, dostawałam lalkę. Kiedyś wujek przywiózł mi piękną śpiąca, porcelanową lalkę, w krynolinach.

Natomiast na gwiazdkę 1938 roku dostała od rodziców lalkę w krakowskim stroju, która mówiła mama. A jej brat tankietkę, czyli czołg.

Razem z bratem spaliśmy w jednym pokoju – wraca do wspomnień pani Halina. - Obudził mnie w nocy hałas. Brat puszczał swoją tankietkę, ale nie tylko. Był ciekaw dlaczego moja lalka mówi, więc dostał się do jej wnętrza. Moja rozpacz była wielka!

W czasie świąt Bożego Narodzenia w łódzkich domach królował zapach pomarańczy. Przed wojną były one drogimi owocami i dla części rodzin stanowiły prawdziwy rarytas.

Do dziś pamiętam zapach tych pomarańczy! – mówi nam pani Halina. - Nie wiem, ale dziś nie mają takiego zapachu. Miały też inny smak...Nie zapomnę też smaku przedwojennej chałwy. W Łodzi było kilka jej wytwórni...

Karp w wannie

Dziś nikt nie wyobraża sobie wigilijnej kolacji bez karpia. Ale kiedyś nie wszystkich było stać na tę rybę. Wtedy zamiast karpia smażona śledzia, który był znacznie tańszy. A najlepsze śledzie, może nie tylko w Łodzi, ale i nawet całej Polsce kupowało się u Żydów, na ul. Wolborskiej, czyli w dzisiejszym parku śledzia.

Żydzi sprzedawali tam ponad dwadzieścia gatunków śledzi, prosto z beczki. Podobno najlepsze były tzw. uliki. To duże, tłuste śledzie, które sprzedawano po 30 groszy za kilka sztuk. Sprzedający je Żyd pytał się czy mają to być śledzie trzepane. Jeśli tak to wyciągał je i dwa - trzy razy uderzał o beczkę. W ten sposób usuwał grubą sól, a śledzie pakował w papier.

Dziś nikt nie wyobraża sobie tak kupowanych śledzi. Jeśli decydujemy się na karpia to często na już przygotowane dzwonki, a nawet filety. Karp nie zawsze jest królem wigilijnego stołu. W niektórych domach zastępuje go na przykład filet z łososia.

A pamiętam jak kilka dni przed Bożym Narodzeniem rodzice kupowali żywego karpia – wspomina 52-letnia dziś Mariola. - Ja całe dnia spędzałam w łazience i obserwowałam jak pływa. Potem była wielka rozpacz, gdy karp musiał pożegnać się z życiem i trafić na wigilijny stół...

Dziś rzadko kto rozpoczyna świąteczne przygotowania w listopadzie, jak w domu pani Haliny. Choć już zaraz po Wszystkich Świętych w sklepach pojawiają się bożonarodzeniowe ozdoby. Jesteśmy zabiegani, często brakuje czasu i świąteczne przygotowania, zakup prezentów zostawiamy na ostatnią chwilę.

W mojej rodzinie staramy się znaleźć czas na te przygotowania – zapewnia 41-letnia Klaudia Owczarek z Łodzi. - Już dwa tygodnie przed świętami siadam z 10-letnią córką 12-letnim synem i pieczemy pierniczki. Robimy ciasto, potem pięknie te pierniczki dekorujemy. Kamil trochę się buntuje, że musi to robić, ale jak już zacznie dekorować pierniczki to zaczyna mu się podobać. Potem może pochwalić się babci, że on robił te pierniki...

Rodzina przy stole

W domu u Moniki Jastrzębskiej pierogi z kapustą i grzybami przygotowuje się czasem nawet miesiąc przed świętami.

Robię je, a potem mrożę – tłumaczy Monika. - Ważne, żeby te pierogi w zamrażalniku ułożyć tak, by siebie nie dotykały, na przykład na tacy. A kiedy się już zamrożą można je przekładać do torebek, by nie zajmowały tyle miejsca w zamrażalce.

Dla Moniki Boże Narodzenie to ważny czas. Przy wigilijnym stole gromadzi się zawsze cała rodzina.

Od lat Wigilia jest u mnie – mówi Monika. - Mam duży dom pod Łodzią. Wszyscy się pomieszczą, a na kolacji wigilijnej zbiera się zwykle około 20 osób...Mama piecze piernik, teściowa przynosi śledzie...Siostra pomaga mi przy pierogach. Dzieci z mężem ubierają choinkę. Uwielbiam ten czas, gdy wszyscy siadają przy stole. Żałuje, że nie żyją już dziadkowie. Oni zawsze opowiadali jak dawniej świętowano.

Pani Genowefa,, babcia Moniki opowiadała, że dzień przed Wigilią pieczono w łódzkich domach ciastach. W wielu panował zwyczaj, że noszono je do pieczenia do piekarni. Nikogo nie dziwił więc widok dzieci niosących do pobliskiego piekarza blachy z plackami, babami.

Nasza rodzina była liczna – opowiadała pani Genowefa- Były świąteczne odwiedziny krewnych, zaproszonych gości. Mama szykowała więc pięć blach placków z kruszonką, trzy – cztery baby pieczone w foremkach. Ciasto piekło się w piekarniach, za drobną opłatą. Blachy z ciastem nosiły dzieci, razem, by wszyscy widzieli jakie to święta się u nas szykują.

Monika czasem żałuje, że nie doświadczyła tamtych świąt. Jednak sama stara się podtrzymywać tradycje w rodzinie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki