Dumni właściciele egzotycznych zwierząt mieszkających w blokowym M-3 są zachwyceni wrażeniem, jakie robią na gościach. Do czasu aż tarantula nie zejdzie po firance do sąsiada, a anakonda nie wypełznie po balkonie, by schronić się pod kołdrą mieszkającej obok starszej pani.
Jak legwan z kotem
Egzotyczny legwan zwany zdrobniale Grinek wita gości Hanny Zdanowskiej, prezydent Łodzi. Należy - co podkreśla pani prezydent - do jej syna Roberta, który lubi egzotyczne zwierzaki.
- Syn przyniósł do domu małą jaszczurkę, zgodziłam się, niech sobie hoduje - mówi Hanna Zdanowska. - Teraz mamy półtorametrowego "potworka", ale jest domownikiem...
Prezydencki legwan ma towarzyszkę - domową kotkę. Oba zwierzaki żyją w zadziwiającej symbiozie: kot wylizuje swoje futerko i przy okazji także grzebień na grzbiecie legwana. Kotka lubi też łapką głaskać swojego egzotycznego kolegę, prowokować go do wspólnej zabawy.
- Grinek też liże kocie futerko, być może nie chce być gorszy i pokazuje, że także potrafi - żartuje prezydent Łodzi.
Legwan żyjąc z kotem zaczyna go naśladować. Lubi położyć się na stopach pani prezydent, kiedy ta wraca do domu i siada w fotelu. Wyleguje się na poduszkach albo kolanach jej syna. Prezydent Łodzi zaznacza jednak, że o ile kotka lubi wskoczyć do łóżka i zasypiać ze swoją panią, o tyle Grinek śpi tylko w swoim terrarium.
- To jest legwan mojego syna, on dba o jego terrarium, dietę, pielęgnuje go - podkreśla Hanna Zdanowska. - Moim zwierzakiem w domu jest kotka, która jest zdecydowanie mniej kłopotliwym w hodowli stworzeniem.
Zdaniem Magdaleny Janiszewskiej, kierownika działu hodowlanego w łódzkim ogrodzie zoologicznym, hodowla legwanów jest wyjątkowo trudna i kosztowna.
- To wrażliwe zwierzęta, wymagające odpowiedniej diety, witamin, muszą być też umiejętnie naświetlane - mówi Magdalena Janiszewska. - Naprawdę takiemu stworzeniu trzeba poświęcić dużo czasu i rzadko się zdarza, by legwany tak dobrze się hodowały.
Węże na gigancie
Węże trzymane w domu również wymagają dużo troski i opieki. A także trzeba ich pilnować, bo lubią sobie wypełznąć niepostrzeżenie, siejąc popłoch wśród przechodniów.
Sporo strachu najadła się łodzianka spacerująca przed tygodniem wokół stawów przy Białej Fabryce w Łodzi. W trawie, tuż pod jej nogami, pełzał sobie... wąż. Na szczęście kobieta nie była miłośniczką przygód i nie próbowała pogłaskać węża, tylko zaalarmowała centrum zarządzania kryzysowego i strażników miejskich. Za pomocą worka i kija udało się bezpiecznie węża odłowić i odwieźć do zoo. Tam okazało się, że był to pyton ciemnoskóry, a zatem gatunek niejadowity.
Nie wiadomo, czy wąż komuś zginął, czy zwyczajnie został wyrzucony przez właściciela, któremu się znudził. Albo zaczął przeszkadzać w wakacyjnych wojażach.
- Zwykle nieodpowiedzialni właściciele wyrzucają takie dziwadła, kiedy przestają być atrakcją dla gości. Tyle że jest to jednoznaczne ze skazaniem takiego stworzenia na śmierć - mówi Janiszewska.
- Wąż w polskich warunkach, wypuszczony do parku, zmarznie i w efekcie zginie z wychłodzenia.
Bywają też drastyczniejsze przypadki ucieczek hodowanych w domach gadów. Dwumetrową anakondę zieloną - węża z rodziny dusicieli - znalazła nocą w swojej... muszli klozetowej 73-letnia mieszkanka bloku we Wrocławiu. Kobieta niewiele myśląc zamknęła deskę, położyła na niej miskę z wodą i poszła spać. Dopiero rano zawiadomiła o swoim znalezisku policję.
- Kobieta miała sporo szczęścia, że anakonda zaklinowała się w rurze. To są silne zwierzęta, które bez trudu pokonałyby taką zaporę - mówił Tomasz Grabiński, lekarz weterynarii, który wyciągał węża uwięzionego w kanalizacji.
Wrocławscy policjanci wspominają inną historię. Przerażona kobieta telefonicznie poinformowała ich, że w jej łóżku leży... potężny wąż. Kobieta w samej tylko koszuli nocnej uciekła na klatkę schodową i tam czekała na policję. Wąż - jak się okazało pyton - należał do sąsiada, który hodował go w mieszkaniu. Niepostrzeżenie wypełzł z mieszkania i po balkonach wśliznął się do przerażonej kobiety i schował pod kołdrę, bo tam było mu najcieplej.
A co mogłoby się stać, gdyby jakiś pełzający spacerowicz okazał się jadowity?
- Zwierzę, także wąż, nigdy nie atakuje człowieka bez powodu - tłumaczy Magdalena Janiszewska. - Owszem, kiedy zostanie nadepnięty, ktoś go drażni albo zaczepia, wtedy będzie groźny. Dlatego radzę takie znaleziska omijać z daleka i alarmować odpowiednie służby.
Tarantula w Urzędzie Skarbowym
Łódzcy strażnicy miejscy wspominają historię tarantuli - bardzo groźnego pająka - terroryzującego klientów Urzędu Skarbowego. Oczywiście został złapany i trafił do zoo, ale jak wspomina Leszek Wojtas z łódzkiej straży miejskiej, był w fatalnym stanie.
- Łapaliśmy słonie, które uciekły z cyrku, łosie hasające na placu Dąbrowskiego, węże - mówi Leszek Wojtas. - Przez jakiś czas mieszkała u nas również egzotyczna papuga, mimo wielu ogłoszeń nie zjawił się właściciel, więc ptaka zaadoptował jeden z naszych kolegów.
Fantazja hodowców egzotycznych zwierząt nie ogranicza się do węży, legwanów i tarantul. W jednorodzinnym domu w Gdyni przez wiele lat mieszkał... dwumetrowy krokodyl. Właścicielka przywiozła go z Kuby, tyle że wtedy był malutkim krokodylkiem. Gad się oswoił, z czasem przestał patrzeć łakomym okiem na psa i się z nim zaprzyjaźnił. W wolnych chwilach wylegiwał się na schodach przed domem. Do czasu aż pogryzł małe dziecko, które chciało go dotknąć, sądząc, że jest wypchany.
- To kolejny przykład skrajnej nieodpowiedzialności domowych hodowców - kwituje Janiszewska. - Małe tygryski też są urocze, ale to drapieżniki, które są niebezpieczne. Miejsce takich zwierząt jest w zoo.
Współpraca: Małgorzata Moczulska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?